To trzy słowa,które opisują te filmidło. Jedyną straszną rzeczą w nim była gra aktorów! Szajsowaty!
Imo jeszcze trochę słabszy od już bardzo słabej jedynki - ale za to za absurdalność daje nieco kampowej radochy. Także dla jakoś się to równoważy, ale obawiam się trójki. ;)
No właśnie ja też się dałam złapać na Hauera. "Gra" to za dużo powiedziane. Pokazali go pod koniec filmu, odklepał swoje i tyle go widzieli. Rola jako taka w moim odczuciu okazała się nieadekwatna do umiejętności i możliwości takiego aktora. Grubo poniżej jego talentu.