Recenzja filmu

300 (2006)
Zack Snyder
Gerard Butler
Lena Headey

Uczta dla zmysłów - to było piękne!

Moje zmysły zostały nakarmione do syta. Uwielbiam ten stan. Po wyjściu z kina krzyczałam "chcę jeszcze", a przecież to było podobno typowo MĘSKIE kino. Zupełnie spontanicznie znalazłam się na
Moje zmysły zostały nakarmione do syta. Uwielbiam ten stan. Po wyjściu z kina krzyczałam "chcę jeszcze", a przecież to było podobno typowo MĘSKIE kino. Zupełnie spontanicznie znalazłam się na sali kinowej... i nie żałuję ani minuty. Całkowicie dałam się uwieść. Doskonały obraz i perfekcyjna muzyka, połączone przecież w idealną całość, bardzo szybko porwały mnie z naszej rzeczywistości. Już miesiąc nie słyszałam tak dobrze skomponowanej i dobranej do obrazu muzyki. Dźwięki dawały mi wrażenie, że mogę się na nich położyć, a one będą mnie unosiły w przestrzeni. Zdjęcia syciły moje oczy swoją precyzją detalu, kolorystyką, grą światłocienia i wyrazistością. Do tego ziarno... (było rewelacyjnym pomysłem). Ziarno uwypukliło monumentalizm opowiadanej historii, a jednocześnie (wbrew logice) przybliżyło mi tamten świat, zniwelowało wielką przepaść cywilizacyjną i pozwoliło na wniknięcie ducha spartańskiego w mój umysł. Nie bez znaczenia w tym procesie jest także doskonały dobór aktorów i ich gra. Stworzono wiarygodne i niezwykle charyzmatyczne postaci. Kiedy Leonidas wzywał do walki, chciałam iść z nimi. Kiedy królowa cierpiała rozłąkę i strach o męża, ale wiedziała, że musi się zgodzić na taki los, próbowałam się godzić razem z nią. Nawet Kserkses wierzył w swoją boską moc. Każdy z żołnierzy epatował wiarą w słuszność decyzji i mądrość swojego króla oraz przyzwoleniem na taki los. I to wszystko udało się twórcom pokazać. Strona wizualna i muzyczna to piękno w całej swej postaci. Tu nie było ani jednego zbędnego elementu, wszystko dopracowane w najmniejszym szczególe i idealnie współgrające. Wspominałam o ziarnie. Ziarno, które miało zdjęcia upodobnić do obrazów komiksowych, spełniało także inną rolę - przeniosło opowiadaną historię w sferę mitu oraz nadało jej nutkę mistycyzmu. To właśnie owo poczucie mistycyzmu oraz spokojny głos narratora sprawiły, że bardzo szybko przestawiłam się ze współczesnego myślenia europejskiego na sposób myślenia i odczuwania Spartan. Dostałam zrozumienie. Oczywiście przeszłam na początku fazę buntu wobec braku humanitaryzmu oraz bezsensowności wojny i śmierci za chwałę, ale bardzo szybko o tym zapomniałam. I myślę, że to jest największy sukces tego filmu. On naprawdę przenosił widzów do spartańskiej rzeczywistości i pozwalał spojrzeć na ich życie i zasady nim rządzące ich własnymi oczami. Kiedy będziemy pamiętać, że Ci ludzie byli wychowywani w takim przekonaniu od pokoleń, zrozumiemy i postępowanie Leonidasa i zachowania żon, dzieci i innych mężów tego społeczeństwa. Dla nich ten sposób życia był tak naturalny jak dla nas chodzenie do szkoły czy pracy. Dlatego też, za co twórcom należy się Oscar, stworzono ten film tak, a nie inaczej. Cała przedstawiona rzeczywistość była pokazywana z perspektywy Spartanina (opowiada ją przecież jedyny, który przeżył bitwę pod Termopilami, Dilios) i tak należy ją odbierać. Zresztą umieszczenie narratora było świetnym pomysłem. Nie dość, że uzasadniono szczegółowość opowieści o bitwie to jeszcze tłumaczył nieobeznanym z tematem widzom, co jak i dlaczego. Film mówił słowem i obrazem i naprawdę zastanawia mnie, kiedy ktoś dziwi się tej rzeczywistości. To właśnie narrator był moim przewodnikiem w tym świecie i pomagał pozbywać się "europejskiego" spojrzenia na rzecz ówczesnej perspektywy. Wspominałam już, że idąc do kina nastawiałam się na film typowo męski, co w moim mniemaniu oznacza: wojna, broń, krew, przemoc, agresja, seks. I przecież to wszystko rzeczywiście tam było, ale ja tego nie widziałam i nie odczuwałam... Ba, wszystkie negowane przez widzów sceny wydawały mi się jak najbardziej właściwe i naturalne. Byłam Spartańczykiem, "miałam" za sobą wiele lat przygotowań i nauki, wiele, wiele bitew i takie sceny jak obcinanie głów czy kończyn nie robiły na mnie wrażenia. Tak po prostu na wojnie się dzieje. "Nie odczuwałam" też strachu przed śmiercią, bo do tej myśli przyzwyczajano "mnie" od dzieciństwa, "moją" matkę również. Nie dziwiła mnie też, ani nie śmieszyła (jak to ma miejsce w przypadku innych filmów o bohaterach) łatwość z jaką garstka wojowników rozgramiała wielkie oddziały armii perskiej. Przecież "byliśmy" do tego szkoleni, "byliśmy" żołnierzami! Jeśli ktoś zajmuje się czymś przez całe życie to musi być w tym dobry. A "my" zajmowaliśmy się tylko walką, i w czasie pokoju i w czasie wojny. "Dopracowywaliśmy" naszą technikę do perfekcji i "nie dopuszczaliśmy" do jakiegokolwiek zaniedbania. Właśnie dlatego Efialtes nie dostał szansy. Król nie był złym człowiekiem, on po prostu nie mógł dopuścić do oddziału słabego ogniwa bo naraziłby wszystkich. Takie było prawo i oglądając, z wielką precyzją nakręcone, sceny bitwy mamy świadomość, że było ono jak najbardziej słuszne. Falanga taka jest, że wymaga pełnej współpracy i dokładności. Gdyby we wczesnych potyczkach zabrakło choć jednej tarczy, dalej nie byłoby komu walczyć... Również wróg Spartan przedstawiony był według ich, a nie moich wyobrażeń i musiałam wziąć to pod uwagę, bo inaczej potwory traciły sens. Kserkses musiał być większy i inny od reszty, skoro uważał się za boga. Nie wiem dlaczego niektórzy mają problem z odbiorem tej postaci. My wiemy, że to tylko człowiek. Spartanie też wiedzieli (przecież Leonidas próbował zabić Kserksesa, ale tylko go zranił - jednak krew to znak śmiertelności), ale wiedza a wyobrażenie to dwie różne rzeczy... Postrzegając życie Spartanina jego oczami muszę przyznać, że jest piękne i otoczone pięknem. Piękna kraina - żyzna, słoneczna i bogata Sparta. Piękni ludzie - naturalna selekcja wątłych osobników (nie pochwalam, ale oni tak chcieli), naturalne rzeźbienie ciał przez treningi i walkę, a z tego kult ciała (nie byłabym kobietą, gdybym nie zwróciła uwagi na tych pięknie zbudowanych, rosłych mężczyzn). Piękne zasady - chwała, odwaga, braterstwo, współpraca, wierność, miłość. Uważam, że niepotrzebne jest badanie zgodności historycznej tej opowieści filmowej, tak samo jak komiksu. To, że coś jest zainspirowane faktem historycznym nie znaczy, że ma być mu wierne. Przecież to są dzieła autorskie, a więc mają pełne prawo do fikcji i swobody. Otrzymaliśmy piękną opowieść epicką (dlatego też, tych, którzy zarzucili filmowi brak fabuły, odsyłam do słownika terminów literackich pod hasło: FABUŁA - dotyczy także "Apocalypto" bo to jest ta sama historia tylko inny czas i jakość), podaną w pięknej oprawie wizualnej i dźwiękowej i powinniśmy skupić się na wrażeniach wyniesionych z tego pięknego seansu zamiast oceniać jego zgodność lub niezgodność z faktami. Po to tworzy się filmy.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Frank Miller swoją współpracę z Hollywood zaczął równie szybko, co skończył. Po licznych modyfikacjach... czytaj więcej
Granica pomiędzy głupotą a odwagą jest niezwykle cienka i niewielu potrafi odróżnić jedno od drugiego.... czytaj więcej
Filmem Snydera zainteresowałam się z powodów dosyć banalnych i mało artystycznych, chociaż z pewnością... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones